piątek, 15 października 2010

Tępo naszego życia


A tym razem o co chodzi autorce  tekstu, a zwłaszcza czego dotyczy ten przewrotny, może pozbawiony sensu tytuł? Żyjemy w takim tempie, z tak zawrotną prędkością wykonujemy pewne czynności, że niekiedy być może mało ważna staje się jakość tego życia i wykonywanych zadań, byle prędko i byle do przodu. Chodzi mi głównie o to, w jaki sposób wyrażamy swoje myśli i emocje, tzn. jak mówimy a zwłaszcza piszemy. Nie jestem polonistką i daleko mi do jakichkolwiek pouczeń, ale chciałabym podzielić się z Wami moimi dzisiejszymi spostrzeżeniami. 


Korzystając z szeroko dostępnych i skądinąd fantastycznych, niezwykle ułatwiających życie, komunikatorów typu Gadu Gadu, Skype i wielu innych (mówię tutaj o pisemnej wymianie myśli), nie zawsze, a właściwie coraz rzadziej,  wręcz w wielu przypadkach w ogóle nie stosujemy podstawowych zasad języka polskiego. Nie byłoby tak źle, gdyby zamykało się to tylko w obszarze tzw. szybkiej wymiany informacji, ale coraz częściej rzutuje to na pozostałe formy. Nie ma znaczenia ortografia, gramatyka, składnia, fleksja, brak w  naszych pisemnych wypowiedziach stylu, czasem nawet sensu. Wiem, że takie są wymogi obecnych, trochę szalonych  czasów. Sama zauważyłam, że też mi się to zdarza coraz częściej, mimo iż jestem zwolenniczką czystości i poprawności językowej. Ale kiedy wczoraj prubowałam i próbowałam coś napisać, doszłam do wniosku, że każdego w końcu ta choroba cywilizacyjna XXI wieku dopadnie. No kto jak kto, ale bibliotekarka, z wykształcenia i przekonania humanistka, nie powinna mieć problemów w tym zakresie. Jaki z tego wniosek: może warto się chwilkę zastanowić co jest ważne: tempo życia czy też może tępe życie (to chyba niezbyt trafne określenia ale chodzi mi raczej o grę słów) bez naszych rodzimych i jedynych w swoim rodzaju znaków diakrytycznych, kreseczek, ogonków, trudnych h i ch, ż i rz, tego co się –uje a co  kreskuje, wszystkich trudnych do ogarnięcia znaków interpunkcyjnych oraz innych świstów czy szelestów. Czy zależy nam na języku bezbarwnym, uproszczonym, skróconym, pozbawionym finezji i polotu, porównań i ubarwień? (ups jakby Orzeszkowa przeze mnie przemówiła). Bynajmniej nie jestem taką drętwą i ugrzecznioną panią bibliotekarką, wbrew opiniom jestem, podobnie jak wiele moich koleżanek po fachu czasami niezłą krejzolką, ale oby nie było tak jak ze słynnym księdzem ze znanego dowcipu, który chcąc przypodobać się młodzieży i znaleźć z nią wspólny język wszedł wyluzowany na lekcję religii radośnie wołając w drzwiach „Pochwa” …
I tym optymistycznym akcentem żegnam się z Państwem prawie tak poważnie jak profesor Jan Miodek, którego program „Słownik polsko@polski” (emisja w TVP Polonia w każdą  niedzielę, powtórka w czwartki) serdecznie polecam. Niestety nie posiadam takiego cudownego i promiennego uśmiechu jakim pan profesor obdarza widzów na koniec każdej swojej wypowiedzi. 

Może jednak wbrew wszystkiemu powinnam napisać  „Nara” (chyba, że obecnie mówi się już inaczej), przecież wszystko jest dla ludzi.

A swoją drogą podzielcie się z nami swoimi spostrzeżeniami na ten temat, może warto stworzyć krótki słownik współczesnych skrótów. Liczę na Waszą inicjatywę i zarazem pomoc, bo chodzi też o zrozumienie między pokoleniami.
Pozdrawiam.

i@

1 komentarz:

i@ pisze...

Polecam również stronę
http://www.mistrzmowy.pl/