sobota, 5 listopada 2011

Wieczór strachów i tajemnic…




Halloween to święto, które wywodzi się z dawnej tradycji Celtów, zamieszkujących niegdyś tereny dzisiejszej Anglii, Irlandii, Szkocji, Walii i południowej Francji. Według celtyckiego kalendarza w dniu 31 października przypadał ostatni dzień starego roku. Celtowie wierzyli, że nocą z 31 października na 1 listopada duchy zmarłych odwiedzają ziemię i poszukują swoich ziemskich domów, aby ogrzać się nieco w cieple domowych świec. Tego dnia miał też odbywać się główny sabat czarownic, które zlatywały się na miotłach, a towarzyszyły im czarne koty. Celtowie tej nocy zapalali ogniska na wzgórzach, aby odstraszyć złe moce, a duszom zmarłych wskazać drogę do domów.

Nazwa Halloween pochodzi od wyrażenia „All Hallows’ Eve”, co oznacza Wigilię Wszystkich Świętych 1 listopada. W XIX wieku, wraz z irlandzkimi imigrantami, tradycja Halloween trafiła do Stanów Zjednoczonych, a z Ameryki przywędrowała do nas.

Ale dla nas nie jest istotne, kiedy się pojawiało i skąd się wzięło. Ważne, że jest to wspaniała okazja do zabawy dla małych i dużych, podczas której lepiej można poznać swoje obawy i lęki.

A zatem postanowiliśmy nieco przybliżyć dzieciom tradycję, legendy i przesądy związane z Halloween. W piątek 28 października w Galerii Rotunda odbyły się warsztaty plastyczne utrzymane w duchu tego strasznego święta. Nasi mali goście z Towarzystwa Przyjaciół Dzieci w Bytomiu pomogli nam zaczarować Rotundę i ochronić ją przed złymi mocami, wykonując przyjazne duszki z papieru. Każdy duszek został inaczej pomalowany i otrzymał wyjątkową twarzyczkę: jedne minki były groźne lub mroczne, inne śmieszne, łagodne. Wszystkie duszki świetnie prezentowały się, trzymając się za ręce, w przyjaznej girlandzie.



Najwięcej przyjemności sprawiło dzieciom malowanie twarzy, gdy dziecięce buzie zamieniły się w kolorowe motyle, czarne nietoperze i pająki oraz wszelkie inne stwory, które wymyślili sobie nasi milusińscy. Sporą atrakcją była też możliwość zrobienia sobie zdjęcia z ludzką czaszką lub upiorną laleczką imieniem Chrupcia.





Tegoż samego dnia straszyło także w Placówce Filialnej Nr 12 (ul. Tuwima). Każdy uczestnik zabawy mógł przejść przez cuchnące bagno, uczestniczyć w rozwiązywaniu strrrrrasznie strrrrasznej krzyżówki, odtańczyć wspólnie taniec czarownic (z miotłą w dłoni), degustować przysmaki wampirów (odcięte palce, smoczą ślinę, żabie wątróbki, zęby nietoperza albo ptasi móżdżek – oj brzmi strasznie, kto to przeżył ten zuch!) a na koniec wszyscy udali się na poszukiwanie Skrzyni Umarlaka, w której znajdowały się skarby Drakuli.



W przygotowaniach pomagali nam i w zabawie uczestniczyli również uczestnicy Warsztatów Terapii Zajęciowej Zespołu Aktywności Społecznej.



Zapewniam was, że już następnego dnia, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki nasza biblioteka wyglądała zupełnie normalnie, pracownicy i czytelnicy również byli jacyś tacy zwykli i spokojni, czyli wszystko wróciło do normy. Ale warto było…

@m, i@

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

"Upiorna laleczka" ma na imię Trupcia, ale Chrupcia też brzmi ładnie i nawet dźwiękonaśladowczo.
Ciekawe kogo za rok schrupie...;)

Anonimowy pisze...

Zawsze ktoś smakowity do schrupania się znajdzie, ale szkoda czekać do przyszłego roku...

Rydzyk pisze...

Swintuchy. Jak zwykle o seksie...

Anonimowy pisze...

Głodnemu chleb na myśli...i pochrupałby troszkę.
A Ty Ojcze Dyrektorze czyń swą powinność i pilnuj porządku, by zaraza się nie rozprzestrzeniała.

yul pisze...

Ojcze Dyrektorze, chroń nas przed tego typu pogańskimi akcjami, tfu

Anonimowy pisze...

oj, ale powiało grozą...